18:10

Świąteczny czas...

W nocy przed Wigilią ubrałam choinkę. Miałam to robić z malutkim, ale czasu zabrakło gdzieś po drodze. Wstał rano i zaspany potuptał do kuchni dziadków, gdzie stało cudo. Z jego ust padło oczywiście pełne zachwytu ,,ooo", po czym zaczęło się oglądanie. Na pierwszy ogień poszły oczywiście lampki, które przecież tak bardzo kocha, potem ciasteczka i bombki. Chodził dookoła i nie mógł się nadziwić, nacieszyć. W końcu wlazł pod choinkę i zaczął zwiedzanie od dołu, nie zważając na kłujące gałęzie. Sprawdził też, czy na pewno wszystko jest prawidłowo podłączone i czy da się wyłączyć i włączyć światełka :)





Przed po południowym spaniem, porwałam jeszcze swe dziecię na małą sesyjkę Świąteczną, żeby pamiątka jakaś została.



Dostałam zlecenie wytworzenia jeszcze przed kolacją piersi z kurczaka w cieście francuskim z serem i szynką. Zrobiłam? Oczywiście, że nie. Gdy mały padł okazało się, że ciasto które leżało w lodówce już się nie nadaje. Zanim mąż przyjechał z nowym z pracy i wzięłam się za klejenie Krzyś się obudził i ani myślał opuszczać swej matki nawet na krok. Chciał na rączki i koniec. Nauczona doświadczeniami z zeszłego roku, zostawiłam cycki w cholerę i przygarnęłam dziecko. Jako, że ukochany mikołaj przysłał już wcześniej długo wyczekiwaną chustę, a dziecię me przeciwwskazań żadnych do owego nosidła nie ma(matce się od razu dużo lżej zrobiło, bo jednak ręce opadają przy tych 13,5 kg dziecięcych), zawinęłam i nie wypuszczałam z objęć.

Tacie udało się gdzieś w między czasie Miśka nakarmić, mama pobawiła się trochę i jakoś do kolacji udało nam się dotrwać. Dziecko mimo, że dopiero co jadło na widok tak pełnego stołu zrobiło awanturę o ,,mniam mniam", ale jakoś wytrzymał do wieczerzy. Zaspokojony po części opłatkiem, zasiadł do stołu i opychał się swoimi uszkami o dziwo z barszczem(buraki i to co burakowe nie jest jego przysmakiem). Po czym włączył się do intensywnej dyskusji przy stole, wygłaszając ciekawe monologi i ciesząc się przy tym niezmiernie. Oczywiście nikt nie mógł koło niego siedzieć, tylko mama w związku z czym mimo wielkiego głodu jadłam niewiele i na raty. Barszcz zdążył przez ten czas wystygnąć, że o uszkach nie wspomnę. Ale co tam :) Najważniejsze że Makuszek zadowolony.



Jedno z pierwszych zdjęć zrobionych przez Krzysia

Po napełnieniu małego brzuszka(mamy musiał jeszcze sporo poczekać ;)) przyszedł czas na odpoczynek.


Po jakimś czasie moje dziecko trochę odpuściło i poszło do dziadka. Ale i tam mama nie mogła się oddalać na więcej niż 2,5 metra ;) Dobre i to. Choć trochę udało mi się zjeść.
Po tym wszystkim poszliśmy po prezenty. Mały Mikołaj nosił dzielnie i rozdawał wszystkim, z niewielką maminą pomocą. Najlepsze było gdy miał zanieść prezent Atosowi(psu), a ten uparty nie chciał od niego tego prezentu wziąć. Młody się pchał na niego i krzyczał ,,Anos, Anos", niestety Anos uparty prezentu nie wziął a syn zrezygnowany poszedł pod choinkę po kolejne.




Prezenty się podobały :D
Mały wędrował ze swoim dinozaurem, bawił się klockami.
Dostał:
* nowego przyjaciela tygryska(w wersji mojego syna kotka ;))
* piżamkę ze spider menem
* szlafroczek tygryskowy
* dinozaura na patyku(drewnianego)
* klocki magnetyczne
* samochód zdalnie sterowany(od chrzestnego, bardziej dla wujka i taty do zabawy na razie niż dla syna ;))
* pakę słodyczy z męża pracy(mama się cieszy bo dziecko niewiele z tego zje, bo miłośnikiem czekolady i żelków to on nie jest)









Mama zaś dostała aparat, nowy telefon który działał całe dwa dni, tableta, kubeczek piękny i chustę jak już mówiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 . , Blogger