12:49

O nauczaniu domowym

Dziś trochę mojego małego malarza artysty...
... i czegoś co ostatnio obdziera mi sen z powiek. Mianowicie chodzi o nauczanie mego dziecięstwa. Ale najpierw przyjeniejsza część ;)

Jestem przed egzaminem z estetyki i teorii twórczości i stwierdzam, że twórcze to moje dziecię jest ;)










Teraz wrócę do nauczania. Bardziej lub mniej świadomi rodzice wiedzą jak polska szkoła wygląda. Ja wiem także jak powinna wyglądać i dostałam tego przed smak w naszym PP. Jak patrzę na pobliskie szkoły, sięgam pamięcią do własnych wspomnień, to płakać mi się chce i wiem, że zrobię wszystko, by moje dziecko miało lepiej niż ja. Zaznaczam, że od mojej nauki w szkole niewiele się zmieniło, nauczyciele w większości ci sami także nic nowego.

,,Edukacja domowa" te dwa słowa w polskiej rzeczywistości huczą jak szalone i przerażają. Ciągle słyszę te argumenty przeciw, że dziecko nie będzie miało kontaktu z rówieśnikami itp. Ale niby czemu? To, że nie chodzi do szkoły nie znaczy że zamknę je w czterech ścianach. Przecież będzie się socjalizować. Ma kuzynów, kolegów z podwórka. Wszystko jest realne gdy się chce.

Właśnie z tym chceniem to chyba najgorzej. Ale czy nie po to marzyłam o dziecięciu, o dużej rodzinie. By wziąść się w końcu w garść, zebrać w sobie i zrobić coś dla tych moich przyszłych małych ludków i Krzysia? Tak wiem, że łatwo nie będzie i tanio też nie i pewnie przyjdą chwile zwątpienia, czasem zniechęcenia.
 Znalazłam pięknego bloga. Kobieta, która go pisze napawa optymizmem, matka 6 dzieci daje radę, to ja nie dam?! Oczywiście, że tak! Jestem zdecydowana na 90% i szperam, szukam, czytam, myślę, jak to wszystko ogarnąć. Mamy jeszcze sporo czasu i dobrze, bo przynajmniej mogę się rzetelnie przygotować, przemyśleć osobiste za i przeciw. Ogarnąć dogłębnie sprawę, a nie na wariata. Ufff... Nakręciłam się solidnie. I oby ten mój zapał został ze mną do końca ;)




Myślę, że dla tej małej radości, warto :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 . , Blogger